Instytucje kultury

A+ A A-

KULTURALNIA W PAROWOZOWNI

Oceń ten artykuł
(25 głosów)
"Banana Perwers" fot. Daniel Ciesielski "Banana Perwers" fot. Daniel Ciesielski

W minioną sobotę, dn. 07 VII 2012 roku w Parowozowni przy ul. Łowickiej miał miejsce wieczór teatralno - kabaretowy skierniewickiej trupy „Banana Perwers”, której przewodniczy Pani Dominika Dawidowicz.

Było to już kolejne spotkanie kulturalne w przydworcowej Parowozowni. Przedstawienie rozpoczęło się tuż po godz. 21.00

             Zgromadzeni widzowie wchodzili oczywiście przez furtę Parowozowni należącej do Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Kolei, dostając tradycyjnie już, jak to bywa w zwyczaju tego miejsca, tekturowy retro bilet, zrobiony na wzór takiego, dzięki któremu można było w czasach PRL-u jeździć koleją. Pomyślałem, że szkoda, że nie ma takich kasowników, dzięki którym w stylu retro można byłoby zrobić w takim bilecie dziurkę. Po przejściu przez portiernię, można było dojść do wskazanej hali, w której odbywało się przedstawienie, idąc aleją wytyczoną, po obu stronach, zapalonymi świecami. Chwilę czekaliśmy przed wejściem, potem wszyscy przeszliśmy korytarzem, do olbrzymiej hali, usiedliśmy na krzesłach, no i się zaczęło…

Licznie przybyłych na spotkanie widzów, którymi byli uczniowie, studenci, rodzice, a także babcie i dziadkowie, powitała Dominika Dawidowicz. Teatralną dykcją zapowiedziała pierwszą część wieczoru. Publiczność wypełniła salę do ostatniego miejsca.

Pierwsza rzecz jaką wystawili członkowie „Banana Perwers” był spektakl „Tramwaj zwany pożądaniem Tennessee Williamsa. Sztuka z 1947, grana na całym świecie doczekała się również kilku ekranizacji. Tym bardziej miło było zobaczyć klasyczne już dzieło właśnie w skierniewickich murach. Całość oczywiście przeplatana oprawą muzyczną na żywo.

Publiczność bawiła się wybornie, trudno wręcz było skupić się na sztuce, bowiem bez przerwy słychać było dźwięki migawek „wielko – obiektywowych” aparatów. Niektórzy nawet wykorzystywali ramiona (jako statyw) siedzących przed nimi widzów, w celu podtrzymania obiektywu aparatu, więc od razu przypomniał mi się drugi rozdział „Kubusia Puchatka” A. A. Milne, kiedy to Królik wykorzystał tylne łapy zabarykadowanego u niego w domu Puchatka w celu powieszenia na nich ręczników: „Czy nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli użyję twoich tylnych łapek zamiast wieszaka na ręczniki? Po co mają tak sterczeć bez żadnego pożytku? A tak będzie bardzo wygodnie powiesić na nich ręczniki…”[1] Pewna pani, z lokalnej gazety w celu fotografowania, powędrowała między scenerią spektaklu, błądząc pomiędzy wagonową aparaturą, niczym jedna z uczestniczek spektaklu. Niemalże jak w teatrze alternatywnym.

Po pierwszej części wieczoru była chwila przerwy, w której to, Pani Dawidowicz, powiedziała, ze jeśli ktoś z publiczności sobie życzy, może wyrecytować wiersz. Publiczność z pierwszych rzędów poczęła recytować Tuwimowską „Lokomotywę”, oczyma wyobraźni zobaczyłem przepiękne rysunki Jana Marcina Szancera z retro wydania „Lokomotywy”. Pani Marzena Rafińska z IHS siedząca w trzecim rzędzie dzierżąc w dłoniach aparatfotograficzny powtarzała mantrycznie strofę „wagony do niej podoczepiali” quasi nie mogąc się już doczekać owej strofy. Niemniej jednak w pewnym momencie tekst się zaczął urywać, no i niestety wagony lokomotywy „wykoleiły się”. Na szczęście honor Skierniewic uratowała skierniewicka poetka i dokumentalistka Pani Wiesława Maciejak, która wyszła na scenę i ze znakomitą dykcją i emisją głosu wyrecytowała ab ovo usque ad mala bezbłędnie „Lokomotywę” Tuwima. Podczas jej recytacji w pamięci rysował mi się łaciński przekład „Lokomotywy”, który sporządził Prof. Krzysztof Tomasz Witczak. (Stat in statione vaporitrahea, Gravis grandisque, et stillat ex ea, Pinquis olea…) Rozległy się brawa.

Następnie rozpoczęła się druga część wieczoru, w której to części, aktorzy „Banana Perwers” wykorzystali teksty m. in. Sławomira Mrożka, i była to część niejako kabaretowa. No i oczywiście śmiechu było co niemiara. Teraz aparaty fotograficzne strzelały jak karabiny maszynowe. Publiczność bawiła się świetnie. Aktorzy też wchodzili w interakcję z publicznością, co potęgowało napięcie emocjonalne.

Na koniec tradycją wieczorów w Parowozowni jest podobno występ Dominiki Dawidowicz. Niestety z powodu choroby fortepianisty, nie było pięknej pieśni wypływającej z ust Pani Dawidowicz, którą byłbym rad posłyszeć. Ale za to tradycji stało się zadość, kiedy to, aktorzy obdarowali widzów bananami. Każdy niemal trzymał banana w ręku. No cóż, była to więc uczta nie tylko dla ducha, ale i dla „brzucha”. Tak jak w „Komunii” Stachury „I jeżeli spontaniczna to rzecz, I jeżeli oczywista to rzecz, I jeżeli naturalna to rzecz. Weź…”[2]

„To już czwarty z kolei wieczór w parowozowni na którym byłam, za każdym razem aktorzy są lepsi”, powiada odbiorczyni spektakli. Wśród zgromadzonych był też m. in. szef „Oazy” Zdzisław Strzemiński, który to pod dachem swojej „Oazy” opiekuje się tymże teatrem. Pan Zdzisław był słusznie dumny ze swojej trupy. Pani Dawidowicz zapowiedziała już kolejne spotkanie teatralne, które odbędzie się już w sierpniu.

Publiczność wyszła z hali przepiękną świeczkową aleją, której blask, jak mi się zdaje, na długo zostanie mi w pamięci. Przedstawienia trwały długo, ale nie mogłem dokonać pomiaru czasu, bowiem mój mechaniczny „Atlantic”, którego zapomniałem nakręcić, zatrzymał czerwoną strzałkę swojego sekundnika na godzinie 23.00.

 


[1] A. A. Milne, Kubuś Puchatek, Nasza Księgarnia, Warszawa 1988, s. 31.

[2] E. Stachura. Taki wieczór choć rano, Anagram, Warszawa 1991, s. 145.

 

fot. Daniel Ciesielski

Artykuły powiązane

Więcej w tej kategorii: « Odszedł Robek

Register

User Registration
or Anuluj