„La Bamba” (1987), o sylwetce meksykańskiego muzyka Ricardo Valenzueli, „Backbeat” (1994), o charyzmie piątego z Beatlesów, Stuarta Sutcliffe'a i jego przyjaźni z Johnem Lenonem, „Control” (2008), o tajemnicy życia i śmierci Iana Curtisa, dokument „Leonard Cohen: I’m your man” (2005), „Rolling Stones w blasku świateł” (2008), zapis koncertu tejże grupy, czy wręcz „Stoned” (2005), historia odkrytej tajemnicy śmierci współzałożyciela i instrumentalisty formacji - Briana Jonesa.
Nigdy nie lubiłem muzycznych filmów dokumentalnych, nie licząc oczywiście polskiej szkoły dokumentu, która podobała mi się zawsze, dość wymienić: Marka Piwowskiego film „Sukces” (1968), o żywej legendzie Czesława Niemena, Tomasza Nowaka, Anny Szymanek „Sen o Victorii” (1994), o legendzie Ryszarda Riedla, Krzysztofa Magowskiego „Sie macie ludzie” (2004), również o sylwetce wokalisty grupy „Dżem”, czy Jerzego Zalewskiego „Tata Kazika” (1993), o charyzmie personalnej Stanisława Staszewskiego, i jeszcze parę innych filmów.
„I tak nie zależy nam na muzyce” to dokument o japońskiej scenie muzyki niezależnej. Japońscy artyści, inspirując się dźwiękami industrializacyjnymi, poszukują alternatywnych dźwięków. Na śmietnikach znajdują dla siebie instrumenty (stary gramofon z płytą winylową, starą gitarę elektryczną). Jeden z muzyków wykorzystuje dźwięk bicia swojego serca jako podkład do jednego z utworów. Artyści bawią się instrumentami, eksperymentując z nimi, wydobywają przerozmaite dźwięki. W tym celu wykorzystują pudło rezonansowe wiolonczeli (duszę instrumentu) w celu uzyskania zwielokrotnionych dźwięków. Eksperymentują z korpusem gitary elektrycznej, a także ze szpiczastą nóżką wiolonczeli.
Nihil novi sub sole, pomyślałem, w końcu każdy filolog, który ma w jednym palcu odrobinę etymologii, wie, że instrument to z łaciny narzędzie. Zatem właściwie wszystko może być instrumentem muzycznym. Pytanie tylko, czy takie podejście niezależne od lutników, sklepów muzycznych, pośredników etc. jest alternatywne czy też odkrywcze?
Od dziecka wiedziałem, że nalane różne ilości cieczy do naczyń (na przykład kieliszków do wina) czy też w różnych proporcjach ucięte szyjki butelek tworzą gamę. Widziałem również perkusistów grających na beczkach, multiinstrumentalistów grających na dziesięciu instrumentach naraz czy też pana grającego pałkami na krześle w warszawskim metrze Centrum. Toteż film nie zaskoczył mnie innowacyjnością prezentowanych pomysłów muzycznych.
Jednakowoż przyjemnie było posłyszeć japońską muzykę na wtorkowym seansie w towarzystwie, licząc Panią Piotrowicz, trzech audiowizualnych odbiorców na widowni.