Instytucje kultury

A+ A A-

Benefis 45-lecia pracy twórczej Stanisława Romaniaka

Oceń ten artykuł
(40 głosów)

Dnia 5 maja 2012 roku w upalny dzień w Bobrownikach miał miejsce Benefis 45–lecia pracy twórczej Stanisława Romaniaka.

Uroczystość zaczęła się o godzinie 14.00, a trwała do późnych godzin nocnych.

    Parking dla samochodów przybyłych gości stanowiła sąsiednia działka, tam Pan Stanisław kierował nadjeżdżające auta. Oczywiście jak ma w swoim zwyczaju do każdego z gości wychodził do bramy.

    Przybyli goście zasiedli przy rustykalnym góralskim stole (w stylu Barabasza) ustawionym wzdłuż podwórza Państwa Romaniaków. Upał gasili zmrożoną wódką żubrówką, zimnym piwem oraz schłodzonymi napojami. Gospodarze częstowali, kiełbaskami, boczkiem oraz karkówką - wszystko z grilla, surówkami, ogórkami, jajkami zniesionymi przez własne kury. Specjalnością stołu był serek wiejski z czosnkiem oraz startą rzodkiewką. Serwis (widelce i noże) podane zostały w glinianych naczyniach. Oczywiście nie zabrakło też słodkości. Był tort, ciasto z kremem oraz szarlotka. Całość podsycała góralska herbata z prądem.

 

    Celebryci kilkanaście razy śpiewali jubilatowi Sto lat! Były też wznoszone toasty. Nie zabrakło też oprawy muzycznej imprezy. Bardowie grający bez prądu na instrumentach akustycznych (gitarach, tamburynach, harmonijkach) bawili gości, chodząc i grając wokół stołów, a i stojąc na ławach (aby byli bardziej słyszalni) stojących przy stołach. Goście natomiast śpiewali znane ludowe szlagiery (Sokoły, Gdybym miał gitarę…) oraz starą dobrą Cohenowską poezję. Nie zabrakło też Dżemowych ballad (Whisky, Naiwne pytania).

    Były również czytane na głos wiersze jubilata z tomiku: „Listy do Moniki”. Nie dało się nie zauważyć łez wzruszenia autora. Wśród gości była obecna adresatka cyklu wierszy „Listy do Moniki”, tytułowa Monika, byli też obecni sąsiedzi, znajomi, przyjaciele gospodarzy miejsca oraz osoby towarzyszące tychże osób. Każdy z gości miał sposobność indywidualnej lektury wierszy poety. Do tego celu służyła specjalnie ustawiona ława pod drewnianym wozowym kołem, na którym na kolorowych sznurkach zawieszono tomiki poetyckie rzeźbiarza. Ów kąt mieścił się „na dole”, czyli w galerii artystów. Drewno ławy nie miało prawa ostygnąć, tak bowiem było oblegane przez czytelników. Na kole powieszone były m. in. zbiory: „Wióry”, „Listy do Moniki”, „Listy do Żony”, „Listy do Ojca”, „Listy do Matki”, „Otwarte drzwi trzeba zamknąć”, „Modlitewnik” i inne. Niektórzy goście, mieli przy sobie swoje prywatne tomiki wierszy jubilata. W innym miejscu galerii stał stolik z księgą pamiątkową, w której były sporządzane wpisy od 1982 roku. Oczywiście przybyli goście poczynili wpisy. Uczestnicy benefisu: współpracownicy, współkompani, współtowarzysze artysty snuli o nim wspomnienia.

Były oklaski, były prezenty, były życzenia, były kwiaty.

     Goście chodzili po całym domu Romaniaków, oglądali obrazy, portrety, zdjęcia. Jedni brali zimne piwo z lodówki, inni otwieracz z szuflady. Co i raz ktoś podchodził zmyć jakieś talerze. W takiej kuchenno-salonowo–sypialniano–bibliotekowej atmosferze dało się posłyszeć różne artystowskie rozmowy, a i kulinarne wymiany, na przykład o tym jaki jest lepszy zakwas na barszcz czerwony: czy na chlebie, czy na śmietanie. „Na śmietanie robi się potem taki grzybek, który trzeba zdjąć”, - powiadała gospodyni miejsca. Zaproszeni goście opowiadali sobie niezliczone dowcipy, które dzielili dekadami: „te z lat 40-tych, a te z 50-tych”.

  Punktem kulminacyjnym imprezy stała się wycieczka na szczyt najwyższej góry w Bobrownikach. Niektórzy goście wręcz nie mogli już doczekać się tego punktu programu i ponaglali jubilata. Gospodarz na tę wycieczkę, jak na prawdziwego taternika przystało, nie pozwalał zabierać wódki i piwa. Ze szczytu tej góry, z której bez problemu przy dobrej pogodzie (jak powiadali jedni) widać wieże Bazyliki Łowickiej, (jak powiadali drudzy) wieżę kościoła na widoku w Skierniewicach, a nawet (jak powiadali jeszcze inni) wieże kościoła w Bobrownikach.

Na szczycie tejże góry Pana Romaniaka stoi krzesło, na którym można spocząć, obserwując panoramę mazowiecką. Słynna Bobrownicka góra mieści się na posesji Romaniaków za galerią, za lasem na polanie Gazdy.

    Summa summarum od toastu do toastu, od Sto lat do Sto lat, z muzyką za pan brat impreza dobiegła końca. Ostatni goście bawili się jeszcze w domu artystów, siedząc przy drewnianej narożnej ławie własnoręcznie wyrzeźbionej przez artystę. Muzycy nadal grali zabawne pieśni (m. in. Biały miś). Ostatnie pieśni, ostatnie słowa, ostatnia wódka… Odchodzący muzyk już zapowiedział swoją obecność za 5 lat, na 50-tym jubileuszu pracy twórczej artysty. Jeszcze w domu jubilata posłyszeć było można dźwięki akordeonu dochodzące z sąsiedztwa.

    Ostatnie auto z działki odjechało około godz. 22.00 (a może kwadrans przed, tak żeby zachować kanon nocnej ciszy), tak aby okoliczni mieszkańcy nie musieli trawestować znanej pieśni: „A u górala tam, kapela gra…”

           Daniel Ciesielski

Register

User Registration
or Anuluj