A+ A A-

Wspomnienia żołnierza 84 pułku piechoty

Oceń ten artykuł
(13 głosów)
Pan Józef Głowacki w raz z najbliższą rodziną i delegacją Stowarzyszenia Tradycji 26 Skierniewickiej Dywizji Piechoty Zdjęcie wykonane 2013r po uroczystej nominacji na stopień majora Pan Józef Głowacki w raz z najbliższą rodziną i delegacją Stowarzyszenia Tradycji 26 Skierniewickiej Dywizji Piechoty Zdjęcie wykonane 2013r po uroczystej nominacji na stopień majora

         Stowarzyszenie Tradycji 26 Skierniewickiej Dywizji Piechoty nawiązało kontakt z jednym z ostatnich żyjących żołnierzy 84 pułku piechoty. Tą osobą jest Pan major Józef Głowacki, który ma obecnie 99 lata i mieszka w Piotrkowie Trybunalskim.

     1938r Józef GłowackiSwoją służbę w wojsku rozpoczął w marcu 1938 roku, gdy został powołany w szeregi 30 Dywizji Piechoty stacjonującej na Polesiu. Rok później w tym samym miesiącu 23 marca 1939 roku pułk, jak i cała dywizja, w której służył Pan Józef, została postawiona w stan pogotowia na wypadek wojny. W trakcie mobilizacji (cichej kartkowej) pułk miał zmobilizować 4 batalion piechoty. W trakcie tworzenia nowego batalionu, Józef Głowacki w stopniu kaprala został oddelegowany do świeżo powstającego plutonu łączności, jako dowódca patrolu telefonicznego. Jak wspomina kombatant, już po 36 godzinach mobilizacji pierwsze oddziały z 30 Dywizji Piechoty zaczęły odjeżdżać na zachód.

      Podczas odwiedzin w trakcie wywiadu z kombatantem został nagrany film, dokumentujący wspomnienia bohatera, w których uczestniczył. W trakcie wywiadu kombatant wspominał: Dnia 23 marca 1939 roku, gdy wróciliśmy z ćwiczeń został ogłoszony alarm, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, zostaliśmy uzbrojeni w nowoczesną broń i skierowano nas w niedługim czasie do pociągów. Jadąc mijaliśmy Kobryń, następne stacje to: Brześć, Skarżysko, Koluszki. Wtedy zorientowaliśmy się, że jedziemy na zachód. Chyba będzie wojna (takie myśli przychodziły nam do głowy). Z Koluszek dojechaliśmy do Pabianic z Pabianic do Łasku ze stacją końcową Chabielice. Gdy już zostaliśmy zakwaterowani, wojsko podjęło prace nad umocnieniami swoich pozycji nad rzeką Widawką. Przygotowywaliśmy się do wojny. W dniu 31 sierpnia wyruszyliśmy nad granicę przygotowywać się do boju. Niemcy przerwali granicę 1 września o 5 rano w Lublińcu. Broniliśmy się 2 doby. Nie mogliśmy dać rady, przyszedł rozkaz by się wycofać do Chabielic. Maszerowaliśmy przez Trębaczów, Pajęczno aż do Chabielic. W późniejszym czasie wycofaliśmy się na Dłutów dochodząc do Tuszyna. W Tuszynie doszło do bitwy. O godzinie 23 przyszedł rozkaz by się oderwać od nieprzyjaciela, opuścić stanowiska przygotować się do marszu na wschód. Idąc nie przechodziliśmy przez Łódź, maszerowaliśmy przez Rzgów na Brzeziny. Następnego dnia rano naszą kolumnę wojska dopadły nieprzyjacielskie bombowce. Bombardowanie odbyło się, gdy szliśmy na otwartym terenie, była to łąka. Ja skryłem się za skarpą ziemi i to mnie uratowało. Gdy wyszedłem z ukrycia mnóstwo żołnierzy leżało zabitych. Po opanowaniu sytuacji oddziały ruszyły na Kołacin i Jeżów. Pod Jeżowem Niemcy zaczęli nam odcinać drogę na Warszawę, wtedy przyszedł rozkaz ruszyć do natarcia. Wychodząc do bitwy cały sprzęt nasz telefoniczny z biedką i koniem pozostawiliśmy w lesie pod Przyłękiem, nikt już po niego nie wracał, nie było na to czasu. Pod Jeżowem ruszyliśmy do natarcia na bagnety, było to rano o godzinie dziewiątej. Cała dywizja, wszyscy krzyczeli hura, to można sobie wyobrazić, jaki to był szum i jakie uczucie, kiedy żołnierz idzie na bagnety wszędzie odgłosy krzyk hura!!!!.

               Niemcy bali się konfrontacji z nami, zaczęli uciekać, my strzelaliśmy z karabinów ile się dało. Ja byłem na odcinku gdzie w naszej osi natarcia znalazła się cegielnia, tam zdobyliśmy niemiecki ciężki karabin maszynowy. Ze względu na to, że nie mogliśmy go wziąć, uszkodziliśmy go.

              W trakcie bitwy spostrzegłem żołnierza, który się cofał, z tyłu porucznik również go wypatrzył, krzyknął naprzód i pogonił go grożąc mu pistoletem. To działanie poskutkowało, żołnierz przestraszył się i dalej się bił. Jeden żołnierz w trakcie bitwy upadł, udał rannego a ja za nim byłem, chciałem mu pomóc, szukałem rany, której nie miał. Szybko zorientowałem się, że symuluje i pobiegłem dalej, on później wstał i wycofał się z walki. Po skończonej bitwie pod osłoną kawalerii (dywizyjnej) ciężkich karabinów maszynowych udaliśmy się na Skierniewice. Szliśmy drogą porośniętą wysokimi dębami, wchodząc do miasta przeszliśmy przez tory kolejowe, i rzekę. W Skierniewicach oficer idący z nami poinformował nas, że nie idzie dalej, zdjął mundur i przebrał się w cywilne ubranie. Po bitwie stoczonej pod Jeżowem w Skierniewicach znalazło się wielu żołnierzy, powstał wielki chaos, my natomiast skierowaliśmy się na wschód i poszliśmy w stronę Warszawy.

             Z opowiadań Pana Józefa Głowackiego wynika, że przez Skierniewice przechodził z 9 na 10 września. To właśnie w tym momencie do miasta dotarły oddziały z 30 Dywizji Piechoty mające w swoich szeregach wielu rannych. W trakcie rozmowy z Panem Józefem nie obyło się jednak bez dalszych pytań dotyczących marszu na wschód, w którym sam uczestniczył i walk, w których brał udział. Szlak bojowy dla żołnierzy z 30 Dywizji Piechoty, jak i Pana Józefa Głowackiego nie zakończył się pod Skierniewicami. Walka przez kombatanta, jak i żołnierzy 30 dywizji była nadal kontynuowana w Twierdzy Modlin do dnia 29 września 1939 r.

            

           

   Stowarzyszenie Tradycji 26 Skierniewickiej Dywizji Piechoty. Piotr Paradowski.

   Zdjęcia podarowane przez Pana Józefa Głowackiego i syna Waldemara Głowackiego.

Register

User Registration
or Anuluj